Całodzienna wyprawa rowerowa (kolarstwo szosowe) o dystansie 200 km. (trasa oznaczona poniżej), została zorganizowana z inicjatywy oddziałów PÓŁNOC Nieruchomości Zakopane i Tarnów.
Dzielimy pasję z chęcią niesienia pomocy. Wydarzenie było nie tylko rekreacyjne – miało również cel charytatywny. Zebrane fundusze przeznaczone zostały na rehabilitację Marcelka Machowskiego, który ma rozszczep kręgosłupa, czego następstwem jest m.in. niedowład nóg.
Poniżej emocjonująca relacja jednego z uczestników i organizatorów – Dariusza Siewierskiego, dyrektora PÓŁNOC Nieruchomości Zakopane:
Tradycyjnie, bo to już drugi raz odbył się rajd rowerowy dookoła Tatr. Tym razem pod patronatem Północ Nieruchomości. Na starcie w Zakopanem o godzinie 4 30 stawili się przedstawiciele Północ Nieruchomości i ich przyjaciele. Z uwagi na bardzo niekorzystne prognozy pogody i niedyspozycje zdrowotne nie wszyscy chętni mogli wystartować w naszej imprezie. Na szczęście pogoda na trasie dopisała.
Pierwszy łagodny etap przy temperaturze 9 C przebiegł dość gładko. Widzieliśmy podnoszące się mgły oraz piękny wschód słońca. Granicę na Słowacji przekroczyliśmy pełni energii i optymizmu. Mijając parujące baseny termalne Oravice, mieliśmy ochotę wskoczyć i zagrzać się w ciepłej wodzie. Po 50 kilometrach zrobiliśmy przerwę na śniadanie, czekał nas trudny podjazd (ok 15 %) do góry. Zadziwiająco łatwo pokonaliśmy wielka górę. „Nagrodą” za wjazd były przepiękne widoki na jezioro oraz szaleńszy zjazd w dół momentami nawet 74 km/h!
Następny odcinek to jazda po płaskim terenie. Mogliśmy podziwiać z bliska pobliskie jezioro oraz przemykać po Słowackich miasteczkach. Każdy rowerzysta wie, że jak zjechał w dół to będzie musiał to „odpracować” wspinając się pod górę. I tak było tym razem. Mieliśmy do pokonania około 10 kilometrowy podjazd wśród wiatrołomów. W „nogach” mieliśmy już 100 kilometrów, zmęczenie zaczęło się dawać we znaki. Bolący kark, ręce, nogi, plecy, ale nikt nie narzekał. Oszałamiające widoki rekompensowały wszystko. Na 145 kilometrze zatrzymaliśmy się na zasłużoną kawę i ciastko. Poziom cukru skoczył i bardziej niż o jeździe myśleliśmy by się zdrzemnąć. Na szczęście do mety pozostało niewiele. Pocieszająca była kolejna perspektywa jazdy w dół i podkręcenia średniej prędkości trasy.
Końcówka rajdu miała obfitować niemal w same podjazdy. Im bliżej byliśmy mety, tym bardziej się ona „oddalała”. Wjazd do góry pod Zdar rozprawił się z nami bezlitośnie. Prawie 6 kilometrów i ani jednego zakrętu. Na górze wypiliśmy „morze” izotoników. Jedna z ostatnich „prostych” po polskiej stronie zdawała się nie mieć końca. Zjazd z Cyhrli był czystą przyjemnością, nawet nie pedałowaliśmy ;). Już w samym mieście jechaliśmy powoli i dostojnie, co oczywiste po przejechaniu 200 kilometrów. Na miecie czekali na nas znajomi i przyjaciele z szampanem picolo. Do późnych godzin wieczornych trwało świętowanie i wspominanie naszej wyprawy.
Wyczyn dedykujemy Marcelkowi Machowskiemu.